[ Pobierz całość w formacie PDF ]

piekło dla zbłąkanych kobiet, ona z pewnością tam się znaj-
dzie. Stos już dla niej szykują.
Jeżeli istnieje piekło dla łajdaków, on już powinien w
nim być.
Nic to jednak nie znaczyło, gdy legł na niej i trzymał jej
piersi. Mocno i czule, Jego ciało złączone z jej ciałem w
jedno i cały jej opór prysł. Doszli razem gwałtownie, słodko
i absolutnie.
70
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Nie mógł zasnąć, choć było dobrze po północy. Usiadł
na krawędzi twardego, gościnnego łóżka, przeciągnął się i
ziewnÄ…Å‚ zdegustowany.
W końcu doszedł do wniosku, że jego bezsenność nie ma
nic wspólnego z sumieniem. Ani z Lorną. Ani z jutrzejszym
wywiadem. To łóżko.
Poczuł się jak nienasycone zwierzę, a przecież dopiero
co zaspokoił najbardziej zwierzęce instynkty. Co takiego się
z nimi stało, że ulegli aż tak wulkanicznemu seksowi?
- Cholera - mruknął. - To nie łóżko, to Lorna.
Zalazła mu za skórę niczym cierń. Jak mógł na to po-
zwolić? Doszczętnie mu odbiło. Kobieta nie może sama de-
cydować, czy go pragnie, czy nienawidzi. Albo się czuje to,
albo tamto. A może ona nienawidzi tego, że go pragnie? W
każdym razie popełnił błąd, pozwalając sprawom wymknąć
siÄ™ spod kontroli.
Kiedy było po wszystkim, nie odzywała się, jakby wpa-
71
S
R
dła w katatonię. Nie wiedział, co robić. Chciał jej dodać
otuchy, przepraszał ją, ale tylko ją rozłościł i zamknęła się w
sobie. Nie chciał jej tak zostawiać. Powinien szczerze z nią
porozmawiać. Szukał sposobu, by wydostać ją z tej skorupy.
Przyznał nawet, że po tym, jak zobaczył ją podczas tańca
przy rurze, zrezygnował z pomysłu, by powtórzyła taki po-
kaz dla Hudleya Campbella.
- Biedny chłop by zwariował - powiedział. - W twoim
towarzystwie mężczyzni nie są bezpieczni.
Właśnie wtedy zrobiło się dziwnie. Na przemian śmiała
się i płakała. Może myślała, że chce ją obciążyć winą za
seks. Oskarżyła go o brak taktu i wrażliwości. W końcu,
kiedy się uspokoiła, podziękowała mu oschle za to, że uła-
twił jej odnalezienie wewnętrznej dziwki.
- Idz już - szepnęła - albo rzeczywiście nie będzie bez-
piecznie.
Była zła i skrzywdzona, wściekła na niego za coś, o
czym nie chciała mówić, co jednak nie mogło dotyczyć
spraw sprzed pół roku. Te mogliby sobie wyjaśnić bez tru-
du, tak kawa na Å‚awÄ™.
Musiał jednak przyznać, że gdyby chciała takich wyja-
śnień, mogłoby być niezręcznie. Musiałby powiedzieć, że
pochłonęła go praca i zapomniał o spotkaniu, co było praw-
dą, ale po pierwsze zraniłoby to jej uczucia, a po drugie i tak
72
S
R
pewnie by mu nie uwierzyła. Oto dlaczego sprawy się
skomplikowały. Uczucia.
Zastanawiał się, dlaczego Lorna oskarżyła go o brak tak-
tu. Wezmy choćby wysiłek myślowy, którego dla niej wła-
śnie teraz się podejmował, by oszczędzić jej niepewności
dotyczącej owej niedoszłej randki. Gdyby dała mu szansę,
wymyśliłby coś, na przykład ciężką zapaść na zdrowiu,
choćby śpiączkę, aby nie myślała, że to z jej powodu.
Bo to nie było z jej powodu.
Utkwiła mu w głowie od chwili, gdy spotkał ją w dziale
warzywnym. OdsunÄ…Å‚ jÄ… na bok, jak wszystko, co nie wiÄ…za-
ło się z ASK, a mimo to magicznie na niego oddziaływała,
inspirując projekty. To oczywiste, że miała wielki wpływ na
jego sukces, ale nie ośmieliłby się powiedzieć jej tego, zwa-
żywszy na to, jak reagowała na komplementy. Mógłby obe-
rwać w łeb.
Jutro zapowiada się ciekawy dzień. Wolałby odwołać
wywiad z Hudleyem Campbellem, ale  L.A. Times" był
zbyt ważny dla kampanii reklamowej. Zależał od niej los
wielu osób, nie mówiąc o ryzyku inwestorów. Tymczasem
związek z Lorną też był ryzykowny. Nie miał pojęcia, jak
długo wytrzyma zależność od kobiecej łaski.
Niespokojnie krążył po ciemnym pokoju, szukając roz-
wiÄ…zania oczywistego dylematu.
- Panno Baird, czy to pani?
73
S
R
Lorna ujrzała męską twarz przyciśniętą do szyby w
drzwiach. Ktokolwiek by to był, zastał ją w dużym pokoju,
gdy po raz ostatni sprawdzała, czy wszystko zapakowała.
- Hud Campbell - przedstawił się. - Jestem
trochę wcześniej.
Skinęła głową niezbyt pewna, co powinna zrobić. Dzien-
nikarz z  Timesa" był nie tylko za wcześnie, ale w ogóle
miało go nie być. Rano Jamie wsunął pod jej drzwi kartkę, na
której napisał, że odwołał spotkanie, i wyszedł. Niczego nie
wyjaśniał, więc pakowała się, zamierzając wrócić do domu.
Straciła nadzieję, że porozmawia z Jamiem, zanim wyda-
rzy się coś tak drastycznego. Zamierzała przeprosić go za
minioną noc. To nie była jego wina, że straciła nad sobą
kontrolę. Jednak kiedy się obudziła, już go nie było. Naiw-
nie wyobrażała sobie, że nie zniknie bez słowa, skoro ma
gościa. Ale zniknął.
Teraz miała nadzieję, że zdąży wyjść, zanim on wróci.
- Proszę chwilę poczekać - powiedziała dziennikarzowi,
by zyskać na czasie, ten jednak wszedł do środka, zanim do-
tarła do drzwi.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - Podał jej rękę.
Nie mogła powiedzieć, że Jamie to ona, i zapewne nie
powinna też mówić, że to nie ona. Do diabła, gdzie był Ja-
mie?!
74
S
R
Witając się, zmierzyła Campbella wzrokiem. Wysoki,
szczupły, w okularach w drucianej oprawce z różowymi
szkłami. Przypominał gwiazdora koszykówki, w którym ko-
chała się podczas studiów. Miała wówczas hysia na punkcie
atletycznych półgłówków.
On zaś podczas studiów być może lubił rude. W każdym
razie teraz lubił, szczególnie w żółtozielonych sukienkach
na ramiÄ…czkach.
- Bardzo mi przyjemnie - powiedział.
Nadal trzymał jej dłoń, gdy chwilę pózniej pojawił się Jamie
z torbami pełnymi zakupów i gburowatym wyrazem twarzy.
- To jest Hudley Campbell  powiedziała szybko Lorna.
Jamie z trudem ukrył zdziwienie.
- Rano przesłałem panu wiadomość - zwrócił się do
Campbella. Spostrzegł jej spakowaną torbę i wskazał na
Lornę. - Oczywiście w imieniu panny Baird. Została we-
zwana w interesach i nie może udzielić wywiadu.
- Przepraszam, ale nie odebrałem żadnej wiadomości. Te [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl