[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wschodniej dzielnicy, zgadłam? Mamy tam rozmawiać z na-
stolatkami. Dla Koontza to wyprawa na terytorium wroga.
Jest przeczulony i dlatego się boi.
Koontz nie czuje strachu!
Nieprawda, Mike. Po prostu nie chce przyznać, że
dręczą go obawy. Sandra pochyliła się do przodu. Wzię-
łam sobie do serca twoje rady. Cokolwiek mi powiesz, na
pewno zostanie między nami. Muszę wiedzieć, co jest
grane. To bardzo istotne.
Sam nie wiem, w czym rzecz, Sandro burknął Mike.
Koontz wykonuje robotę jak należy. Staramy się odnalezć
tego smarkacza. Nie można powiedzieć, żeby Rusty się
obijał, drzemiąc w aucie albo popijając kawę. Czasami
tylko... bywa roztargniony. Nie wiem, dlaczego.
Ale nie przykłada się zbytnio do pracy?
%7ładen glina się nie wychyla.
Rusty jest inny. Wszystkie oceny jego pracy zawierają
wzmiankę, że za wszelką cenę stara się doprowadzić śledz-
two do końca. Taką ma obsesję i za to go lubisz.
W tym tygodniu sobie odpuścił. Bywa i tak...
Gotowa jestem się założyć, że nie pojedzie z tobą, aby
pogadać z tymi dzieciakami, Mike. Będzie miał umówione
spotkanie, zaległą papierkową robotę albo coś w tym
rodzaju. Sam wiesz, że tak się to skończy. Pewnie sam
przeprowadzisz rozmowy.
Nie szkodzi odparł stanowczo Mike. Zresztą sporo
już zrobiliśmy, a po rozmowie z informatorem trzeba
wypełnić kwestionariusz liczący do dwudziestu stron. Skoro
Rusty uzna, że pora uzupełnić zapiski, chętnie pojadę, gdzie
trzeba.
Dobra, ale ze mną.
Co? Mike z ponurą miną odłożył widelec.
Moja była żona 101
To jest niezgodne z zasadami, żeby jeden funk-
cjonariusz przeprowadzał wywiad. Doskonale o tym wiesz.
Co dwie głowy, to nie jedna. Jadę z tobą.
Nie.
Daruj, ale nie ty podejmujesz decyzje w tej...
Sandy, to bez znaczenia, że jesteś moim zwierzch-
nikiem. Przydzieliłaś mi sprawę, więc nie potrzebuję in-
strukcji, jak mam ją prowadzić.
Tak to odebrałeś? Sądzisz, że cię sprawdzam?
Właśnie, do jasnej cholery! Wszyscy muszą tańczyć,
jak im zagrasz. Nie wystarczy, że robią swoje, muszą jeszcze
pracować pod twoje dyktando. Kiedy byliśmy małżeń-
stwem, nie mogłaś mną dyrygować, więc teraz chcesz się
odegrać.
Ty cholerny draniu powiedziała zduszonym głosem.
Jak śmiesz twierdzić, że przyjęłam tę pracę ze względu na
ciebie? Skąd ci przyszło do głowy, że nadal myślę o tobie,
podejmując ważne decyzje?
Ostatniej nocy sama się do tego przyznałaś! Miałaś
do mnie pretensje, że unikałem rozmów o pracy i nie
chciałem cię wprowadzić do swojego policyjnego światka.
Dlatego postanowiłaś wkroczyć do niego bez mojej pomo-
cy. Gratuluję, Sandy. Możemy teraz rozmawiać godzinami
o trzynastoletnich mordercach i niemowlętach znalezio-
nych na śmietniku. Jeśli chcesz, jedz ze mną i tarzaj się
do woli w tym gównie. Dlaczego miałbym cię chronić?
Niepotrzebnie starałem się, żeby moja żona nie musiała
patrzeć na cały ten brud. Popełniłem błąd, próbując o nim
nie myśleć przez kilka wolnych godzin po pracy. Z pew-
nością nie wierzyłaś, że jestem dobrym policjantem
i wątpiłaś, czy potrafię zadbać o bezpieczeństwo tego
miasta. Dlatego sama postanowiłaś zrobić tu porządek
i zostałaś moją szefową. Niech to wszyscy diabli!
Niespodziewanie uderzył pięścią w stół. Ten wybuch
102 Alicia Scott
przestraszył ich oboje, ale nie przyniósł ulgi. Nie miał
pojęcia, dlaczego tak gwałtownie zareagował. Kto by przy-
puszczał, że da się wyprowadzić z równowagi. Ręce mu
drżały, brakowało tchu, czuł krew pulsującą w żyłach.
Sandra pobladła i wpatrywała się w niego, jakby widziała go
po raz pierwszy. Poczuł się jeszcze gorzej, bo zamiast
gniewu ogarnął go wstyd.
Ufam ci, Mike powiedziała zduszonym głosem.
Pokręcił głową i dłonią potarł kark, żałując niedawnej
sceny. Najchętniej wymazałby ją z pamięci.
Tak tylko mówisz, Sandro. Na Południu uważa
się, że takie słowa nic nie znaczą. Co wieczór, gdy
wracałem do domu, urządzałaś mi regularne przesłu-
chanie niczym sierżant żandarmerii. Jak minął dzień?
Ilu aresztowanych? Jak ich nakryłem? Czy proces idzie
gładko? Czy jestem dobrze przygotowany? Co u Koon-
tza? Ile spraw zamknąłem w ciągu tygodnia? Cholera
jasna, marzyłem tylko o zimnym piwie i towarzystwie
żony. Nie chciałem wracać myślą do minionego dnia.
Miałem dosyć podejrzanych, aresztowań, dzieciaków mor-
dujących się nawzajem. Pragnąłem chwili wytchnienia
w domowym zaciszu. Taka mała nagroda za harówkę
na pierwszej linii frontu. Ale ty mi na to nie pozwalałaś,
pamiętasz, Sandy? Popatrzył na nią z wyrzutem. Dla-
czego nie wierzyłaś, kiedy mówiłem, że wszystko jest
świetnie?
Ponieważ słyszałam od ciebie tylko jedno słowo:
świetnie! A potem dzwonił Rusty, twój ojciec lub brat
i rozmawialiście godzinami. Nie wątpiłam, że jesteś dobrym
policjantem. Na miłość boską, to przecież jeden z powodów,
że się w tobie zakochałam. Byłam z ciebie dumna. Chciałam
tylko, żebyś ze mną rozmawiał. Oczekiwałam, że będziemy
przyjaciółmi. Nie wystarczyła mi rola kobiety, z którą
idziesz do łóżka.
Moja była żona 103
Byłaś moją żoną! Jak mogłaś sądzić, że twoja obecność
nie jest dla mnie ważna?
Wszystkie żony policjantów mają podobne wątpliwo-
ści. Zamartwiamy się, Mike. Wychodzimy za mąż, a potem
okazuje się, że nadal jesteśmy samotne, więc próbujemy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]