[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się z nieprzychylną oceną ze strony pozostałych. Na przykład państwo...
- Sugeruje pani, że policjanci też mają opinię skurwieli?
Soczysty rumieniec na jej policzkach wszedł w ostry kontrast z przepiękną białą, jedwabną
* Avinguda Diagonal (katal. aleja Zrednicowa) - jedna z głównych alei Barcelony
bluzką. Wybełkotała:
- Pani inspektor, ja...
Garzonowi absolutnie się nie spodobało, że usunęła go na dalszy plan, toteż natychmiast przy-
stąpił do pełnienia obowiązków tłumacza.
- Pani inspektor Delicado twierdzi, że kąśliwy język artykułów redaktora Valdesa mógł, być
może, przysporzyć mu paru wrogów. Czy docierały do niego jakieś grozby albo protesty, telefo-
nicznie bądz listownie? Słyszała pani coś o tym?
Zaprzeczyła zdecydowanym ruchem głowy.
- Miał w redakcji swój komputer?
- Tak, pisał tu artykuły, ale następnie je kasował. Wysoko sobie cenił poufność, wiedzą pań-
stwo, jaki był. Jeśli państwo chcą, mogę przegrać jego archiwum na dyskietki, ale jestem przekona-
na, że nic tam nie ma.
- Może pani dla nas zrobić jeszcze jedno. Czy jest dziś obecna redaktorka działu wnętrzarskie-
go?
Spojrzała na mnie, jakby moje pytanie osiągnęło szczyty ekscentryzmu.
- Tak, oczywiście, jest w pracy.
- Możemy z nią chwilę porozmawiać?
Poszła po nią, Garzon tymczasem rzucił się na mnie z subtelnie ironiczną filipiką.
- Pani też chciałaby sobie zmienić salon?
- Sam widzisz, dlatego chciałam, żebyś tu był i sprowadzał mnie z manowców subiektywi-
zmu, jeśli pobłądzę.
- Muszę przyznać, że subiektywizm to ma pani niekiepski.
- To znaczy?
- Trochę brutalnie pani się obeszła z redaktorką.
Zciszyłam głos:
- Wkurwia mnie ta gazetka, Fermin.
- Przecież nawet nie jest plotkarska!
- Wiem, ale... potem ci powiem.
Odgłosy kroków na korytarzu poprzedziły pojawienie się najpierw redaktorki naczelnej, a za-
raz za nią Pepity Lizarran. Drobna, ani brzydka, ani ładna, wystraszona... Czy to właśnie jest ko-
chanka Valdesa, kobieta, która sprawiła, że kamienne serce zmiękło, ta, która miała odmienić jego
życie, ta, która już zdążyła urządzić mu salon? Szczerze mówiąc, nie potrafiłam odgadnąć na
pierwszy rzut oka. Pozornie nie wyglądała na dziewczynę, dla której chciałoby się zmienić cokol-
wiek, choćby wodę w wazonie. Ale też i Valdes nie był zwykłym człowiekiem; w tej zasuszonej
musze mógł odnalezć idealny kontrapunkt dla swojego ryzykownego trybu życia. Jej zachowanie
też nie zdradzało niczego podejrzanego. Miała minę typową dla kogoś, komu niedawno zamordo-
wano kolegę z pracy.
Stwierdziłam, że naczelna zamierza być obecna przy dalszym przesłuchaniu, dlatego pożegna-
łam ją bez podania powodu. Zrozumiała, poszła sobie.
- Pani wybaczy, chcemy tylko zadać kilka pytań na temat pani kolegi, pana Valdesa.
- Słucham.
Głosik miała drżący, a w okrągłych oczach widać było wieczny strach.
- Utrzymywała pani z panem Valdesem jakieś stosunki pozazawodowe?
- Ależ skąd! Nigdy nie mieliśmy okazji nawet kawy razem wypić, Ernesto krótko tu przesia-
dywał. Ledwie kończył artykuł, i już go nie było. Co tydzień wyjeżdżał do Madrytu na nagranie
programu, pracował bez przerwy.
Zauważyłam, że strasznie się rozgadała po tak prostym pytaniu. Kiepski symptom dla wykry-
wacza kłamstw.
- Czy, zważywszy na pani orientację w tej materii, pomagała mu pani przy urządzaniu salonu?
- Ja? Nie, nie prosił mnie o to.
- Gdzie pani była dwudziestego trzeciego o dziewiątej wieczorem?
- Na zjezdzie dekoratorów w hotelu Majestic . Zbierałam materiały dla pisma.
- Oczywiście może to pani udowodnić.
- Tak, miałam akredytację prasową i dysponuję zrobionymi podczas zjazdu zdjęciami, na któ-
rych jestem w towarzystwie paru kolegów.
Po powrocie do samochodu Garzon stwierdził, że Lizarran ma doskonałe alibi. Poza tym
uznał, że nie miałaby powodu kłamać na temat relacji z Valdesem. Mogłaby przecież spokojnie
przyznać, że udzieliła koledze pomocy w kwestii wystroju mieszkania.
- Mowy nie ma! To by świadczyło, że była u niego w domu, że pewnie zna zabójcę... to ozna -
czałoby problemy.
- Ale dlaczego zaprzeczać czemuś czy też potwierdzać coś, co z powodzeniem możemy
sprawdzić, sami rozpytując wśród innych dziennikarzy, którzy z nimi współpracowali?
- O ile się mogę zorientować, utrzymywali swój związek w sekrecie. Wielu pewnie próbowało
wściubiać nos w życie prywatne takiego faceta.
- Pani inspektor, zostałem tu wezwany, żeby pohamować panią w razie przekroczenia granic
dopuszczalnego subiektywizmu. I właśnie panią hamuję.
- Jako obiektywny dowód mogę przedstawić frędzelek.
Przestał badać wzrokiem sytuację na jezdni i spojrzał na mnie, jakbym wypuściła gołębia z rę-
kawa.
- O co chodzi, jaki frędzelek?
Zaszeleściłam mu przy uchu kartkami Mujer Moderna .
- Na zdjęciach w rubryce o wnętrzach wszystko jest udekorowane frędzelkami w kolorze cy-
namonowym: zasłonki, tapicerka foteli, kapy... A wiesz, co za zbieg okoliczności? Salon Valdesa
też był pełen frędzelków.
- Kurwa, pewnie są modne!
- Panie podinspektorze, pan się zupełnie nie znasz ani na modzie, ani na wystroju wnętrz!
- Nie znam się absolutnie na niczym, zgoda. Nie znam też powodów, dla których ma pani ob-
sesję na punkcie tego pisma.
- Już ci usiłowałam wytłumaczyć. Uważam, że takie pisma są jeszcze gorsze od plotkarskich.
W końcu afery sławnych ludzi to temat bardzo ogólny, tu zaś propagują prawdziwe niewolnictwo
kobiet.
Skorzystałam z postoju na światłach i pokazałam mu parę stron.
- Poczytaj sobie, proszę. Dział urody: dbaj o swoją skórę, stosując odpowiednie kremy. Masz
cały wybór: oczyszczający, na rano, na noc, na słońce, na po słońcu, pod oczy, do ust, do peelingu,
do ciała, na piersi. Dział zdrowia: zdrowe diety na odchudzanie, na niezbyt błyszczące włosy, na
wzmocnienie paznokci. wiczenia gimnastyczne na każdy dzień. Sesje w solarium. Możliwość za-
biegów w zakresie chirurgii plastycznej: powieki, odsysanie tłuszczu, powiększanie albo zmniej-
szanie biustu, powiększanie warg. Dział kuchni: jadłospis pozwalający twojej rodzinie jadać co-
dziennie co innego. Dział wnętrz: bądz modna. Sama możesz zmienić tapetę.
Już od dłuższego czasu znowu jechaliśmy.
- Mam mówić dalej?
Podinspektor potrząsnął głową i popadł w głębokie milczenie. Doszłam do wniosku, że roz-
myśla, podsunęłam mu więc drobną konkluzję własną, żeby sprawdzić, czy kombinujemy podob-
nie.
- Uważasz, że kobieta jest w stanie przejmować się wszystkimi tymi rzeczami naraz? Uwa -
żasz, że miałaby odrobinę miejsca w głowie albo w rozkładzie dnia na coś naprawdę interesującego
czy choćby na jakieś przyjemności?
Dalej nic nie mówił. Już miałam kontynuować przemowę, która przemieniła się w dosyć do-
gmatyczną tyradę, kiedy nagle mruknął:
- Faceci też czytają prasę sportową.
- I?
- Jak zaczynasz się pasjonować ustawieniem drużyny, zmianami trenerów, punktami w roz-
grywkach ligowych, wypowiedziami graczy i tym podobnymi idiotyzmami, też możesz ujść za pół-
główka.
- Zwietnie, wreszcie pod wieczór zaczynamy się zgadzać przynajmniej w jednej kwestii! Od-
wieziesz mnie do domu, Fermin? Na dzisiaj dosyć.
- A frędzelki?
- Jak to?
- Co pani chce zrobić z Pepitą Lizarran?
- Postaramy się, żeby Mallofre ją zidentyfikował.
- Co?! A jak, u diabła, pani zamierza tego dokonać?
- Coś wymyślę. Nie mam teraz czasu się nad tym zastanawiać, muszę zdecydować, jakiego
kremu użyję przed włożeniem piżamy.
Zobaczyłam, że w kuchni się pali, zanim weszłam do domu. Czyżbym zapomniała o Aman-
dzie? Wykluczone. Pamiętałam doskonale, że zawiadomiła mnie o swoim przyjezdzie, zaplanowa-
łam też wypad na kolację do pobliskiej knajpy. Zawołałam ją natychmiast, jak tylko przekroczyłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]