[ Pobierz całość w formacie PDF ]
posprzątała lub uprała. Kupiła za nie dziesięć sągów drewna i miała
pewność, że przynajmniej na początku zimy nie będzie marzła.
*
Lyddie kroiła jabłka na plasterki, żeby je nawlec na sznur i ususzyć
nad ogniem, kiedy usłyszała pukanie; już od tak dawna nikt nie składał jej
wizyty, że początkowo nie zorientowała się, że to pukanie do drzwi.
Dzięcioł? Gałąz poruszana wiatrem? Znów się rozległo pukanie, tym razem
15
3
wyrazniej. Podeszła do drzwi, otworzyła je i do środka wszedł Eben
Freeman.
Postarzał się, wychudł, był jakiś bardziej oficjalny. Rozejrzał się po
pomieszczeniu i Lyddie się zawstydziła. Okno było byle jak zabite deskami,
żuraw nad paleniskiem wisiał na jednym zawiasie, bo Silas wyrwał drugi,
kredens stał pusty z uwagi na zamiłowanie mężczyzny do rzucania
wszystkim gdzie popadnie, dwa krzesła chwiały się, bo brakowało im
szczebelków. Udało jej się wyszorować krew z podłogi i wyprać pościel,
żeby nie śmierdziała, ale w powietrzu i tak unosił się zapach skwaśniałego
alkoholu i niedomytego ciała.
- Przyszedłem poinformować panią, że dziś zostaną dostarczone panu
Clarke'owi dokumenty - powiedział Freeman.
- Dziękuję panu. Mam nadzieję, że nie przyjechał pan specjalnie taki
kawał drogi do Satucket jedynie w mojej sprawie.
- Nie, miałem też co innego do załatwienia: sprawy dotyczące
Cowetta, statku, ciotki Goss. Betsey straciła cierpliwość. Shubael chciałby,
żeby ciotka gdzieś się wyprowadziła.
- Może wymieniłby ją pan za pana Clarke'a? Freeman się uśmiechnął.
- Prawdę mówiąc tak. Moja siostra powinna na własnej skórze poznać,
co to znaczy naprawdę uciążliwy lokator.
Lyddie szerzej otworzyła drzwi.
- Napije się pan herbaty? Cydru?
- Cydru, jeśli można. - Wszedł i usiadł obok kominka. Lyddie nalała
mu cydru i usiadła naprzeciwko. Zapadło pełne skrępowania milczenie,
które zdawało się wiecznie im towarzyszyć.
- Słyszałem, że Sam Cowett wrócił z jakąś kobietą - powiedział w
końcu Freeman.
15
3
- Tak.
- Czyli straciła pani pracę?
- Tak. Ale teraz Silas Clarke płaci mi za wikt i opierunek. Znów
milczenie.
Po jakimś czasie Freeman się odezwał:
- Nie przespałem ani jednej nocy od pani wizyty w Barnstable.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Rzucam się, wiercę i walę rękami w podgłówek.
Zastanawiam się, Lydio Berry: przyjaciele? Nie stać nas na więcej? Czy tak
bardzo się od siebie oddaliliśmy we wszystkich sprawach? - Wstał i stanął
przed kominkiem, na podłodze pojawił się długi cień. Zobaczyła, jak
porusza się cień, rzucany przez jego rękę, zanim zobaczyła samą rękę,
poczuła, jak muska jej twarz lekko jak cień.
Złapała jego dłoń.
- Nie mogę... - Chciała powiedzieć myśleć", ale ostatnim razem,
kiedy postanowiła nie myśleć, skończyła w łóżku z Indianinem.
- Czego pani nie może, wdowo Berry?
- Nie wiem.
- Ani ja. Czy nie możemy spróbować jeszcze raz?
Ale nie zdążyła odpowiedzieć, bo przeszkodziło im kolejne walenie w
drzwi. Lyddie podeszła, by je otworzyć. Na progu stał Nathan Clarke.
Zobaczył Freemana przed kominkiem i wskoczył do środka jak
zaniepokojony kogut.
- A więc tutaj pan jest. Mogłem się tego domyślić. Bardzo dobrze,
Freeman, w takim razie wyjaśnij mi, co to za bzdury. - Zamachał przed nim
pergaminem.
- Uważam, że wszystko jest dość jasne.
15
3
- Jasne! Tak do cholery, jest jasne! Osiemdziesiąt sągów drewna! Sto
funtów wołowiny! Dziesięć buszli żyta!
Lyddie ze zdumieniem spojrzała na Freemana. Te liczby były znacznie
wyższe od tych, które padły w kwietniu, podczas pierwszej dyskusji na
temat utrzymania. Ale kiedy słuchała ich kłótni, dostrzegła przebiegłość
Freemana; tu ustąpił z jednego saga, tam z jednego buszla. Już miał się
zgodzić na zmniejszenie ilości mięsa o dwadzieścia funtów, kiedy nagle
jakby przypomniał sobie o Silasie Clarke'u. Może lepiej będzie ustalić
wyższe kwoty, żeby wdowa mogła go karmić? Ostatecznie przystali na
trochę mniej, niż Freeman początkowo się domagał, ale znacznie więcej, niż
kiedykolwiek dostała wdowa Howland. Uzgodnili termin podpisania skory-
gowanych dokumentów i Nathan Clarke odjechał, uśmiechając się z
wyższością, dumny z siebie, że tyle wytargował, podczas gdy Lyddie
zachowała dla siebie jedną trzecią domu, znacznie więcej drewna i jedzenia,
niż miała odwagę nawet marzyć, a Freeman zagroził, że będzie pilnował
terminowego wywiązywania się Nathana z dostaw.
I będzie miał oko na Silasa Clarke'a.
Jak tylko Nathan wyszedł, Lyddie zwróciła się do Freemana z
podziękowaniami.
- Sprawiło mi to ogromną przyjemność - odpowiedział z szerokim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]