[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Eda, żeby dowiedzieć się, co nowego wydarzyło się w biurze.
Zejście na dół okazało się łatwiejsze, niż przypuszczała. Prawą
ręką trzymała się mocno poręczy, lewą oparła na kuli, i w ten sposób
zdołała pokonać schody, prawie nie obciążając lewej stopy.
Pokuśtykała do salonu i wykręciła numer firmy.
Sekretarka Eda poinformowała ją, że szef wyjechał na weekend.
- Jak to? Przecież dziś jest dopiero czwartek - zdziwiła się
Rosalyn.
- Poleciał na Karaiby - wyjaśnił głos po drugiej stronie
słuchawki.
Dziwne, że w czasie ostatniej rozmowy nie wspomniał o
planowanej wycieczce. A w dodatku lecieć tak daleko tylko na
weekend?
- To służbowy wyjazd? - zapytała.
- Pan Saunders nie ujawnił przede mną celu podróży. Mogę ci
jeszcze w czymś pomóc?
- Właściwie nie mam żadnej ważnej sprawy. Dzwonię tylko,
żeby dowiedzieć się, co słychać. Możesz połączyć mnie z Judy?
W słuchawce zapadło milczenie.
- To ty nic nie wiesz? - odezwała się sekretarka po dłuższej
chwili. - Judy już u nas nie pracuje.
- Jak to?
- Złożyła wymówienie.
- Nie rozumiem. Nie dalej jak kilka dni temu Ed mówił, że Judy
zastępuje sekretarkę Boba.
- Tak rzeczywiście było.
- I co się stało?
- Nie lubię powtarzać plotek - powiedziała kobieta - szczególnie
kiedy dotyczą Judy. Ale niektórzy twierdzą, że Judy utrzymywała
kontakty z Jimem Naismithem, i to bynajmniej nie tylko służbowe.
Rozumiesz, co mam na myśli.
- Niezupełnie. Możesz mówić trochę jaśniej?
- W zeszłym tygodniu Ed poprosił Judy na rozmowę, a jak
wychodziła z jego gabinetu, widziałam, że ma łzy w oczach.
Następnego dnia zadzwoniła, że jest chora, a zaraz potem przysłała
faksem wymówienie.
Rosalyn przymknęła powieki, podziękowała sekretarce i odłożyła
słuchawkę. Zaczynały ją dręczyć coraz większe wątpliwości. Co się
tam dzieje? Ludzie, których zna od lat, zachowują się w sposób, o
który nigdy by ich nie podejrzewała.
Natomiast ci, których poznała zaledwie dwa tygodnie temu,
zachowują się tak, jakby łączyło ich z Rosalyn wiele lat bliskiej
przyjazni.
Rozdział 9
Aż do zmroku Rosalyn nie ruszyła się z salonu. Sophie musiała
zorientować się, że coś jest nie tak, bo powstrzymała się od
wszelkiego komentarza, tylko obeszła pokój na paluszkach, zapalając
po drodze lampy, po czym przyniosła tacę z kolacją.
- Poczekam, aż zjesz, to pomogę ci potem wejść na górę do
sypialni.
Jednak Rosalyn wolała zostać sama. Zgodnie z życzeniem
gospodyni, po skończeniu posiłku nie odniosła brudnych naczyń do
kuchni. Była naprawdę zmęczona, więc zaraz wdrapała się na piętro i
położyła do łóżka. Jednak długo jeszcze nie mogła zasnąć.
Wieczorem w pokoju na dole zadzwonił telefon. Pomyślała, że
może powinna spróbować go odebrać, ale zejście na dół zapewne
trwałoby zbyt długo. Poza tym obawiała się, że to może Jack, a
zupełnie nie wiedziała, co ma mu powiedzieć.
Dopiero następnego dnia przed południem, po odświeżającej
kąpieli i sutym śniadaniu, poczuła się na tyle dobrze, żeby przejrzeć
zawartość drugiego kufra.
Sophie wyjęła ze środka kolejne albumy i ułożyła je na nocnym
stoliku w pokoju dla gości.
- Zawołaj mnie, jeśli będziesz chciała następne.
- Nie trzeba, naprawdę dam sobie radę. Gospodyni powoli
zbierała talerze, jakby specjalnie ociągała się z wyjściem.
- Widziałam, że poruszasz się już bez kuli. Skoro rzeczywiście
czujesz się lepiej, może mogłabym dzisiaj wyjść wcześniej? Muszę
pojechać do Des Moines w pewnej sprawie rodzinnej - wyjaśniła.
Jej ton zdradzał, że sprawa musi być poważna.
- Ależ oczywiście, jedz. Coś się stało? Może mogłabym ci
pomóc.
- To nic takiego, tyle że wszystko jest na mojej głowie. I jeszcze
jedno. Chciałam cię poprosić o wcześniejszą wypłatę za ten tydzień.
- Jasne. %7łe też sama o tym wcześniej nie pomyślałam. Jack
kilkakrotnie czynił aluzje do kłopotów trapiących
Sophie, a i ona wspomniała przy jakiejś okazji, że pomaga
siostrze opiekować się dziećmi. Jednak Rosalyn nie przywiązywała
wagi do tych informacji, zakładając, że skoro jej własne życie wolne
jest od osobistych komplikacji i problemów finansowych, ludzie,
którzy ją otaczają, też nie mają powodów do zmartwień.
Zarówno Sophie, jak i Jack, mają mnie za rozpieszczoną
księżniczkę, pomyślała z zażenowaniem. Wypisała czek na wyższą
sumę, niż było umówione, i włożyła go do koperty, którą położyła na
stoliku przy łóżku. Następnie zajęła się przeglądaniem albumów.
Kiedy godzinę pózniej gospodyni weszła do pokoju, właśnie
przewracała ostatnią kartkę.
- Obejrzałam wszystkie zdjęcia, a blizniaczki wciąż jeszcze są na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]