[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jeszcze jedno szczęśliwie odnalezione dziecko. Jeszcze jedno dobre
zakończenie smutnej historii. I to moja zasługa.
A mnie przy tym nie było.
- Dobra - powiedziałam. - Było fajnie, ale teraz muszę się zbierać. Cześć.
Wysiadłam. Słyszałam, jak agent specjalny Johnson woła mnie po imieniu.
Nie raczyłam się odwrócić.
Nie lubię, jak się mnie nazywa panienką, tak samo jak nie lubię określenia
 dziecinka . Byłam dumna z siebie, że powstrzymałam się od dołożenia agentowi
specjalnemu butem w twarz.
Pan Goodhart powinien być zadowolony z postępów, jakie poczyniłam tego
lata.
12
- No i jak? - spytał Rob. - Warto było? - Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami.
- To znaczy, jej mama nie wydawała się taka zła. Może w końcu jakoś jej się ułoży.
- Tak - stwierdził Rob. - Przy odpowiedniej ilości szwów.
Nie odezwałam się. To Rob pochodził z rozbitej rodziny nie ja. Pewnie
wiedział, o czym mówi.
- Twierdzi, że jej ulubiony program to Najdoskonalsze sztuki teatralne świata
- poinformował mnie.
- Dobra. To niczego nie dowodzi. Poza tym, że chciała ci zaimponować.
- Zaimponować Ginger i Nate'owi - powiedział, unosząc brwi - z
Chicagowskiej Szkoły Głównej? Taak, to się liczy.
Oparłam łokcie na kolanach. Siedzieliśmy przy rozkładanym stoliku, patrząc
na jezioro Wawasee. Do obozu zostało jeszcze parę kilometrów. Jakoś nie miałam
ochoty tam wracać. Wiedziałam, że mnie wywalą, kiedy tylko postawię stopę na
terenie.
A poza tym wiedziałam, że będę musiała pożegnać się z Robem.
Tak, przyznaję: mam do niego fizyczną słabość. Czy to takie dziwne?
Siedziałam obok niego, słuchałam przenikliwego cykania świerszczy i ptasich
śpiewów, i było mi dobrze. Wokół nie było żywego ducha. Nad drzewami zbierały się
chmury. Zanosiło się na deszcz, ale jeszcze nie zaraz - poza tym i tak chroniły nas
liściaste korony drzew.
O zmroku byłoby to wymarzone miejsce, żeby się całować.
No, gdyby Rob nie żywił uprzedzeń co do całowania dziewczyn poniżej
siedemnastego roku życia.
Właśnie liczyłam niecierpliwie miesiące, jakie mi zostały do następnych
urodzin - osiem i pół miesiąca; Douglas mógłby mi to dokładnie przeliczyć na dni, a
nawet minuty - kiedy Rob objął mnie ramieniem.
Nie miałam nic przeciwko temu.
- Hej - powiedział Rob. Czułam bicie jego serca, tam gdzie jego pierś dotykała
mojego boku. - Przestań się dręczyć. Postąpiłaś właściwie. Tak jak zawsze.
Przez chwilę nie rozumiałam, o czym mówi. Potem sobie przypomniałam.
Ach, tak. Keely Herzberg. Rob myślał, że wciąż rozpamiętuję tę historię, a ja
tymczasem usilnie główkowałam, jak go skłonić do śmielszego gestu pod moim
adresem.
Pomyślałam, że jeśli opasujące mnie ramię uznać za wskazówkę, jestem na
dobrej drodze. Westchnęłam i starałam się zrobić możliwie smutną minę... co było
trudne, ponieważ właśnie przeżywałam kolejną epifanię. Wiecie, łagodny wietrzyk
znad jeziora, śpiew ptaków, przyjemny ciężar jego ramienia i zapach dezodorantu
Coast...
- Chyba tak. - Udało mi się nadać głosowi niepewny ton.
- %7łartujesz? - Rob uścisnął mnie serdecznie. - Ta kobieta powiedziała
swojemu dziecku, że jego tata nie żyje. Nie żyje! Uważasz, że grała uczciwie?
- Wiem - powiedziałam. Może jeśli przybiorę odpowiednio zrozpaczony
wyraz twarzy, Rob pocałuje mnie w końcu.
- I pomyśl, jaka Keely była szczęśliwa. I pan Herzberg. Rany, widziałaś, jak
strasznie to przeżywał? Gdybyś się zgodziła, na pewno z miejsca wypisałby ci czek
na pięć kawałków.
Jonathan Herzberg zgłaszał gotowość udzielenia mi rekompensaty za moje
trudy w postaci wysokiej nagrody pieniężnej. Odmówiłam grzecznie, przekonując go,
że jeśli już koniecznie chce się z kimś podzielić pieniędzmi, to powinien je przekazać
na konto 1 - 800 - Jeśli - Widziałeś - Zadzwoń.
Nie można przyjmować nagrody za to, że robi się po prostu to, co trzeba. Atak
właśnie było; zrobiłam, co do mnie należało.
I jeśli nawet teraz wyleją mnie z pracy, to cóż, trudno.
- Chyba tak - powtórzyłam przerazliwie żałosnym tonem. Przeliczyłam się
jednak, sądząc, że nabiorę Roba na jaka to ja jestem biedna, malutka .
- Zapomnij o tym, Mastriani - powiedział, cofając nagle rękę. - Nie zamierzam
cię pocałować.
Rany! No to co trzeba zrobić, żeby skłonić chłopaka do okazania odrobiny
uczucia?
- Dlaczego nie? - zapytałam.
- Już o tym mówiliśmy - odparł ze znudzonym wyrazem twarzy.
To prawda.
- Kiedyś mnie pocałowałeś - zauważyłam.
- Tak, zanim się dowiedziałem, że mogą mnie za to wsadzić. To też było
zgodne z prawdą.
Rob odchylił się do tyłu, opierając się na łokciach i spoglądając na drzewa po
drugiej stronie jeziora. Za miesiąc, dwa, liście, na które teraz patrzył, zabarwią się na
jaskrawoczerwono i na pomarańczowo. Będę w trzeciej klasie liceum, a Rob nadal
będzie pracować w warsztacie wuja, pomagając matce spłacać dług hipoteczny na
farmę (ojciec odszedł, kiedy Rob był dzieckiem i od tamtej pory o nim nie słyszano) i
majstrując przy harleyu, którego składał w stodole.
Ale tak naprawdę, jak się bliżej zastanowić, ja i Rob nie różniliśmy się od
siebie tak bardzo. Oboje uwielbialiśmy szybką jazdę i oboje nienawidziliśmy
kłamców. Z ubrań najbardziej odpowiadał nam zestaw w postaci dżinsów i T - shirta i
oboje mieliśmy krótkie, ciemne włosy... ja nawet krótsze niż Rob. Oboje kochaliśmy
motocykle i żadne z nas nie miało aspiracji, żeby pójść do college'u. Ja nie miałam w
każdym razie. I zdawałam sobie sprawę, że moje stopnie nie dawały podstaw do
wielkich nadziei.
Podobieństwa sprawiały, że różnice traciły na znaczeniu. Co z tego, że Rob
mógł wracać, o której chciał, a ja musiałam być w domu nie pózniej niż o jedenastej?
Co z tego, że Rob miał kuratora, a ja matkę, która szyje dla mnie sukienki na bale ab-
solwentów, na które zresztą nie chodzę? Ludzie nie powinni przejmować się takimi
drobiazgami, gdy w grę wchodzi prawdziwa miłość.
Powiedziałam mu to wszystko, ale nie wydawał się specjalnie poruszony.
- Posłuchaj. - Opadłam na stolik, opierając się na łokciu i kładąc głowę na
dłoni. - Nie rozumiem, co to za problem. Skończę siedemnaście lat za osiem i pół
miesiąca. Osiem i pół miesiąca! Prawienie! Nie rozumiem, dlaczego...
Opierałam się w taki sposób, że twarz Roba dzieliło od mojej zaledwie parę
centymetrów. Kiedy odwrócił się w moją stronę, prawie zderzyliśmy się nosami.
- Mama ci nigdy nie mówiła - zapytał Rob - że panienka powinna okazywać
trochę skromności?
Spojrzałam na jego wargi. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że były to
ładne wargi, pełne i mocno zarysowane.
- A co mi z tego przyjdzie? - zainteresowałam się. Przysięgam, był o krok od
pocałunku.
Tak, wiem, powiedział, że tego nie zrobi. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy,
zawsze tak mówi, a potem nie dotrzymuje słowa - no, prawie zawsze. Przysięgłabym,
że głównie dlatego mnie unika... bo wie, że bez względu na to, co wygaduje, potem
robi co innego. Ciekawe czemu? Może jednak jestem taka nieodparcie pociągająca i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl