[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wszędzie nieposłuszeństwo. Bezprawie.
Potarł twarz ręką, choć posiniaczona skroń i policzek musiały pulsować bólem.
Tak było ciągnął. Potem przybyliście i przywiezliście nów) świat. Obietni-
cę, że nasz także może się zmienić, stać się lepszy. Chcieliście nam ją dać. Ale ludzi, któ-
rzy pragnęli takiego świata, powstrzymali inni, zwolennicy dawnego porządku. Maz
mamrotali w kółko o rzeczach, które się wydarzyły przed dziesiątkami tysięcy lat temu i
twierdzili, że wiedzą wszystko. Nie chcieli się nauczyć niczego nowego, nie pozwalali się
nam wzbogacić, zabraniali rozwoju. Byli zli. Samolubni. Lichwiarze wiedzy. Trzeba było
ich usunąć, żeby zrobić miejsce dla przyszłości. A skoro upierali się stać nam na drodze,
trzeba było ich ukarać. Musieliśmy pokazać innym, że maz są zli. Tak jak moi dziadko-
wie. Byli wrogami państwa. Nie chcieli tego przyznać. Nie chcieli się zmienić.
Zaczął mówić spokojnie, ale pod koniec z trudem łapał powietrze i zaciskał dłonie
na książeczce, wbijając przed siebie martw wzrok.
Co się z nimi stało?
Wkrótce po moim wyjezdzie zostali aresztowani. Przez rok byli w więzieniu w
Tambe. Długie milczenie. Do Dowza City przywieziono wielu reakcjonistów na
publiczny proces. Ci, którzy się wyrzekli swoich poglądów, zostali skierowani do pra-
cy rehabilitacyjnej w korporacyjnych gospodarstwach rolnych. Jego głos nie wyra-
żał żadnego uczucia. Tych, którzy się nie zgodzili, skazano na egzekucję. Wykonali ją
producencikonsumenci Aki.
Rozstrzelali ich?
Przyprowadzono ich na Wielki Plac Sprawiedliwości. Urwał raptownie.
Satti przypomniała sobie ten plac, wielką połać asfaltu, otoczoną czterema masyw-
nymi budynkami Centralnego Sądu. Zwykle roili się na niej piesi i stały sznury samo-
chodów.
Yara podjął opowiadanie, wpatrując się przed siebie, w to, o czym mówił.
Wszyscy stali na środku placu, otoczeni liną, pilnowani przez policjantów. Ludzie
przybyli zewsząd, żeby zobaczyć, jak się dokonuje sprawiedliwość. Na placu były tysią-
ce osób. Otaczały przestępców. Stały na ulicach prowadzących na plac. Ojciec przypro-
wadził mnie, żebym to zobaczył. Były tam sterty kamieni, kamieni ze zburzonego umja-
zu, wielkie sterty wokół placu. Nie rozumiałem, dlaczego je przywieziono. Potem policja
wydała rozkaz i wszyscy zaczęli się przeciskać do przestępców, rzucali w nich kamienia-
mi. Ramiona podnosiły się i opadały... Mieli ich ukamienować, ale było ich zbyt wielu.
Setki policjantów i ci wszyscy ludzie... Więc zatłukli ich na śmierć. Długo to trwało.
A ty musiałeś patrzeć?
Ojciec chciał mi pokazać, że byli zli.
Mówił dość spokojnie, ale zdradziła go dłoń i wargi. Nigdy nie przestał patrzeć przez
113
okno wychodzące na plac. Do końca życia miał pozostać dwunastoletnim chłopcem
przy tym oknie.
Sprawiedliwość wieku kamienia.
Więc dowiedział się, że jego dziadkowie byli zli. Czego jeszcze musiał się dowie-
dzieć?
Znowu milczenie. Obopólne.
Zakopać ból głęboko, głęboko, żeby się go nie czuło. Zakopać pod wszystkim, jakby
go nie było. Bądz dobrym synem. Bądz dobrą dziewczynką. Omiń te groby, nie patrz na
nie. Ale tam nie było grobów. Zmasakrowane twarze, pęknięte czaszki, zlepione krwią
siwe włosy na stercie ciał. Odpryski kości, wybite zęby, rozerwane ciała, smród gazu.
Swąd spalenizny w ruinach na deszczu.
Więc potem mieszkałeś w Dowza City... I pracowałeś dla Korporacji. W Biurze
Kulturalno-Społecznym.
Ojciec wynajął mi nauczycieli. %7łeby naprawili krzywdy, jakie mi wyrządziła tam-
ta edukacja. Dobrze zdałem egzaminy.
Jesteś żonaty?
Byłem. Dwa lata.
Miałeś dzieci?
Pokręcił głową.
Ciągle patrzył daleko przed siebie. Siedział sztywno, bez ruchu. Zpiwór nad jego ko-
lanem unosił się na rodzaju rusztowania, które skonstruował Tobadan, by unierucho-
mić nogę i zmniejszyć ból. Tuż obok jego dłoni leżała książeczka, Drogocenne owoce
z Drzewa Nauki .
Pochyliła się, żeby odciążyć mięśnie ramion, znowu się wyprostowała.
Goiri chciała, żebym ci opowiedziała o moim świecie. Może to możliwe, ponie-
waż w pewnym stopniu moje życie nie różniło się tak bardzo od twojego... Wspomina-
łam już o Unitach. Przejęli rządy nad naszą częścią kraju. Przystąpili do oczyszczania,
tak to nazywali. Groziło nam coraz większe niebezpieczeństwo. Ludzie mówili, że po-
winniśmy ukryć nasze książki, utopić je w rzece. Wujek Hurree umierał. Mówił, że serce
mu się zmęczyło. Prosił ciocię, żeby się pozbyła jego książek, ale tego nie zrobiła. Umarł
wśród nich.
Potem moi rodzice zdołali wydostać z Indii ciocię i mnie. Wysłali nas na drugi ko-
niec świata, inny kontynent, na północ, do miasta, gdzie w rządzie nie było duchow-
nych. Istniało parę takich miast, na ogół tam Ekumen założył szkoły Nauczania Hainisz.
Unici nienawidzili Ekumenu i usiłowali nie dopuścić przybyszy na Ziemię, ale bali się
zrobić to otwarcie. Dlatego zachęcali do aktów terrorystycznych na Enklawy, instalacje
nadawcze i wszystko, za co były odpowiedzialne pozaziemskie demony.
Użyła angielskiego słowa demon , ponieważ w języku dowzańskim nie istniało ta-
114
kie pojęcie. Zamilkła, zaczerpnęła powietrza w płuca. Yara siedział nieruchomo, skupio-
ny i uważny.
A więc poszłam do liceum i na studia, zaczęłam się przygotowywać do pracy dla
Ekumenu. Mniej więcej wtedy Ekumen przysłał na Terrę nowego Posła, niejakiego Dal-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]