[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydostać. Obstawimy miejsce wyborowymi strzelcami,
umieścimy łodzie pościgowe na rzece.
Ale przecież ledwie trzymasz się na nogach.
Tajny agent Kopciuszka 209
Zmieniając opatrunek, lekarka dała mi zastrzyk
amfetaminy. To powinno zadziałać.
Del, czy ty nie rozumiesz? Simon wcale cię tam nie
potrzebuje. Wie natomiast, że to ty do niego strzelałeś,
i będzie chciał cię zabić zapienił się Bill.
Del wysunął rękę z temblaku, zazgrzytał zębami, gdy
sprawdzając możliwość poruszania nią, przeszył go pie-
kielny ból.
Wiem, Bill. On chce nas wszystkich zabić.
Jaskrawożółta karoseria taksówki świeciła się jak
musztarda, kiedy samochód mijał ostatnią uliczną latar-
nię. Budynki w sąsiedztwie okazały się być od dawna
opuszczone, okna pozabijane deskami, a sypiące się
ceglane mury pokryte wymalowanymi sprayem graffiti.
Połamane kikuty betonu wszystko co pozostało z kon-
strukcji innego fundamentu zalegały ziemię. Gdy
otoczyły ją ciemności, Maggie zwolniła.
Jedz dalej rozkazał Simon.
Zciskając kierownicę, Maggie omijała przeszkody
i pokonywała ciemność. Przez okno powiało zgniłą,
metaliczną wilgocią. Muszą być gdzieś w pobliżu East
River, pomyślała. O Boże. Co, jeśli ten szaleniec każe jej
wjechać prosto do rzeki?
Nagle w świetle reflektorów pojawiła się jakaś postać.
Maggie nacisnęła pedał hamulca i zamarła.
To był Del. Stał nieruchomo, na szeroko rozstawio-
nych nogach. W ciemności jego sylwetka wyróżniała się
solidnością i niebywałym spokojem. Kiedy patrzył prosto
na nich, jego twarz była jak wyrzezbiona z jasnego
kamienia.
210 Ingrid Weaver
Simon zachichotał.
Doskonale powiedział. Szybkim ruchem rewol-
weru kazał Delowi przesunąć się w lewo. Podjedz tam.
Maggie przez chwilę nie ruszała, tylko napawała się
widokiem Dela. Jest tutaj. Pomoże jej i przerwie ten
koszmar.
Ale to przecież on uwikłał ją w ten koszmar...
Jedz. Słyszysz?
Maggie ruszyła. Po paru metrach reflektory oświetliły
niski betonowy murek. Za nim płynęła spowita w mroku
rzeka, dalej jarzyły się światła Brooklynu. Tak jak kazał
Simon, wykręciła samochód, stając przodem w kierunku,
z którego przyjechali. Del odwrócił się w ich stronę.
Simon kazał jej wysiąść pierwszej. Mając za sobą
maskę samochodu, ustawił Maggie przed sobą, podając
jej Delilę.
Ulga, jaką poczuła, odzyskując dziecko, nie trwała
długo. Simon nie puścił jej wolno. Miały mu służyć za
tarczę.
Gdzie Jonasz? zawołał Simon.
Zaraz tu będzie odparł Del.
Zawarliśmy układ, Rogers warknął Simon, chwy-
tając za szyję Maggie i zasłaniając się nią.
Zgadza się. Powiedziałeś trzydzieści minut. Minęło
dopiero dwadzieścia dziewięć.
Maggie podniosła się na palce, żeby poluzować ucisk
gardła.
Proszę pozwolić nam odejść zachrypiała. Do-
stanie pan to, czego chciał...
Zamknij się odrzekł Simon. Wcale nie wiesz,
czego chcę.
Tajny agent Kopciuszka 211
Ma pan na pieńku z jakimś tam Jonaszem. Nie
potrzebuje pan mnie ani mojego dziecka. Proszę po-
zwolić nam... urwała, kiedy tuż pod uchem poczuła
ucisk wylotu lufy.
Nie waż się jej tknąć, Simon powiedział Del. Głos
miał tak zimny jak bryza znad rzeki. Dotrzymałem
słowa. Jonasz jest w drodze.
Jeśli nie, zostało jej trzydzieści sekund życia.
Będzie tutaj.
Dwadzieścia pięć sekund.
Nie rób tego, Simon.
Zwietnie, nie zrobię. Zacznę od dzieciaka powie-
dział Simon, mierząc w Delilę.
Zatrzymaj się! wrzasnął Del. Zdarł z siebie
wiatrówkę i rzucił ją za siebie. To samo zrobił z koszulą.
Nagi do pasa, poza białym bandażem na przedramieniu,
podniósł ręce nad głowę i postąpił krok naprzód. Jeżeli
Jonasz nie przyjdzie, najpierw zabij mnie.
Przerażenie Maggie sięgnęło zenitu. Myliła się, są-
dząc, że wyschły jej łzy. Gorące i rzęsiste spływały jej po
policzkach. Dudnienie w uszach narastało, a bryza od
rzeki zamieniła się w wir powietrzny...
Nagle zorientowała się, że słyszy nie tylko swój puls
to był cichy, rytmiczny warkot silnika. Nad rzeką jakby
coś się ruszało. Podmuchy wzmagały się, aż z trudem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]