[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Co właściwie działo się w stepie?
Na temat rozkazów przysłanych przez Alkawę, Tereza miała takie zdanie jak Am-
begen, choć nie dzielili się uwagami. Niezależnie od tego, co naprawdę zaszło, pomysł
porzucenia stanicy uważała za bzdurny. W Alkawie potracili głowy. Niemniej, z listu
wynikało, że włóczęga po stepie to teraz nie byle jaki hazard. Wielotysięczne siły aler-
skie nie poruszały się przecież na oślep; armia z całą pewnością słała na wszystkie
strony patrole i ubezpieczenia. W każdej chwili mogła natknąć się na jeden z takich od-
działów. Nic na to nie wskazywało, step był spokojny jak nigdy. Podsetniczka z trudem
wyobrażała sobie, że gdzieś tam, poza zasięgiem jej oczu, przemieszczają się wielkie,
grozne zastępy. Zresztą to nie tych zastępów się bała. . . Musiały być powolne i nie-
ruchawe, złożone głównie z piechoty, bo wehfetów Srebrne Plemiona miały za mało,
by utworzyć z jezdnych coś więcej, jak sto parę głów liczącą zgraję. Obawiała się spo-
tkania z silną strażą boczną, lub jakimś dużym oddziałem rozpoznawczym, złożonym
na pewno z jezdzców. Wielka armia była dla niej akurat tak grozna, jak niedzwiedz
169
próbujący złapać mysz. . . Musiałaby sama wlezć mu do paszczy. Lecz mały, ruchliwy
oddział, to całkiem co innego. Konie przewyższały wehfety rączością, ale nie byty tak
wytrwałe. I musiały spać, podobnie jak ludzie. Tereza wiedziała, że konny oddział, jeśli
w krótkim czasie nie zmyli alerskiej pogoni, może w końcu zostać osaczony. Gdy konie
zaczynały padać, wehfety wciąż mogły biec. . .
Dlatego, z głębokim spokojem i bez żadnych wyrzutów sumienia, zamierzała sko-
rzystać z możliwości, którą dał jej komendant. Zamierzała pchnąć gońca z prośbą o po-
siłki. Mając przy boku wszystkich swoich jezdzców, mogła spróbować nawet rozpozna-
nia walką spotkanie z byle alerskim patrolem nie musiało oznaczać ucieczki. Prze-
ciwnie, mogła pozwolić sobie na energiczny marsz ku domniemanym armiom. Uważała
zresztą, że tylko w taki sposób ma szansę wyciągnąć Rawata z tarapatów jeśli był
w tarapatach, rzecz jasna. Przecież on także nie musiał bać się wielkiego, wolno suną-
cego wojska. Trudno było przypadkiem wlezć na armię nawet jeśli się nie wiedziało
o istnieniu takowej. Jeśli bił się, uciekał lub zmuszony był szukać kryjówki, to w grę
wchodziły zapewne niezbyt duże, ale ruchliwe zgraje. . . Właśnie ubezpieczenia lub od-
170
działy rozpoznawcze sił głównych. Jak miała szukać takich grup, dysponując dziesię-
cioma jezdzcami?
Patrole, które wyszły razem z nią, miały wrócić do stanicy wieczorem. Było mało
prawdopodobne, by rozważny Ambegen posłał drugą połowę jezdzców na ryzykowne
nocne rozpoznanie; sądziła raczej, że ograniczy się do wzmocnionych pieszych patroli
w bezpośredniej bliskości stanicy, jezdzców zaś pośle dopiero następnego dnia rano.
Zamierzała przeprowadzić rzecz tak, by jej goniec dotarł do Erwy jeszcze przed świ-
tem i zmieniwszy konia, natychmiast mógł zabrać i przyprowadzić jej całą jazdę,
bez konieczności czekania na powrót patroli ze zwiadów.
Lecz wszystko potoczyło się inaczej. . .
Wyruszając ze stanicy, dokładnie wyjaśniła dowódcom patroli, jaką drogę zamierza
obrać i gdzie prawdopodobnie zatrzyma się na nocleg. Gdyby nadeszły jakieś wieści
od Rawata (lub on sam z oddziałem) chciała, by ją o tym powiadomiono. Teraz, obser-
wując dwóch mknących jej śladem jezdzców, po raz kolejny miała dowód, że myślenie
popłaca. . .
171
Nasi rzekł jeden z trójkowych; na tle zachodzącego słońca z wielkim trudem
dało się rozpoznać, że to jadą ludzie na koniach. Jeszcze przed chwilą miała wątpliwo-
ści, czy to aby nie Alerowie na wehfetach. . .
Nie pytałam ucięła. Podwójna wachta w nocy. Do szeregu.
%7łołnierz cofnął się jak niepyszny.
Czekać.
Zcisnęła nogami boki wierzchowca i drobnym kłusem wypuściła się na spotka-
nie jezdzców. Wkrótce rozpoznała jednego ze swoich zwiadowców. Po chwili dojrzała
twarz drugiego legionisty. Nie zdołała powstrzymać okrzyku:
Rest!
%7łołnierze zatrzymali się tuż przed nią. Zmęczone konie ciężko pracowały bokami.
Dziesiętnik Rawata miał szyję obwiązaną brudną, przepoconą i zakrwawioną szmatą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]