[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się ze swoimi bogami, których czczą.
 Ja?  spytała Mysz z niedowierzaniem.
 Czy widzisz tu kogoś innego?  zachichotał Wieczny Chłopiec.
 Nie ma mowy  wybuchnęła Mysz.
 Twoja sprawa. Zawołam cię, gdy wszystko się skończy.
 Wiesz  powiedziała Mysz  pomiędzy wiarą w siebie i szaleństwem jest bar-
dzo cienka granica.
Odpowiedzi nie było. Mysz zdała sobie sprawę, że mówi do siebie. Chłopiec od-
szedł.
Stała koło pojazdu wysilając wzrok w ciemności, próbując dostrzec pozostałych sied-
miu górników.
Po kilku minutach usłyszała jeden przeszywający wrzask, a potem szereg wystrzałów
z karabinów i brzęczenie pistoletów laserowych. Dała nura za pojazd po prostu na wy-
padek, gdyby Chłopiec pomylił się co do celności broni górników, lecz po paru minu-
tach głębokiej ciszy wyjrzała zza wozu.
Obok słabo oświetlonego obozu leżały trzy ciała, dwa z nich groteskowo poskręcane.
Mysz dostrzegła też nieruchome, nagie stopy czwartego wyłaniające się z mroku.
Potem rozległ się wysoki pisk, niewątpliwie damski, i w chwilę pózniej z jednej
z kapsuł mieszkalnych wyszła zataczając się kobieta. Przyciskała dłonie do brzucha.
Padła o parę jardów od mężczyzn.
 Dość!  zawołał męski głos.  Poddaję się.
 To nie dziecinna zabawa  odparł z pewnej odległości Chłopiec.  Nie macie
prawa rezygnować z walki tylko dlatego, że przegrywacie.
Trzy karabiny wystrzeliły w miejsce, z którego przed chwilą dochodził głos Chłopca,
a potem znów zapanowała cisza. Po chwili napięcia z jednej z kapsuł mieszkalnych wy-
szły dwie kobiety i mężczyzna, po czym ostrożnie zbliżyli się do miejsca, które ostrzeli-
wali. Nagle jedna z kobiet krzyknęła i padła na ziemię, dwoje pozostałych zakręciło się
w miejscu i zaczęło wściekle strzelać w ciemność.
66
 Wyjdz i stań twarzą w twarz, do cholery!  huknął mężczyzna.
Wieczny Chłopiec wynurzył się z cienia.
 Zapłacę ci więcej niż ten, kto kazał ci nas zabić, jeśli odejdziesz.
 Obawiam się, że to niemożliwe  powiedział Chłopiec. Zrobił nagły ruch prawą
dłonią, a kobieta i mężczyzna przewrócili się.
Przez następne kilka chwil Chłopiec zajmował się badaniem każdej ze swych ofiar,
by upewnić się, że nie żyją. Zadowolony z wyników inspekcji odwrócił się w stronę po-
jazdu.
 Możesz już wyjść!  krzyknął w ciemność.
Mysz, ciągle jeszcze oszołomiona łatwością, z jaką uwinął się z przeciwnikami,
ostrożnie podeszła do obozu.
 Czegoś ty, u diabła, użył przeciw nim?  zapytała, dotarłszy do pierwszego tru-
pa.
 Czegoś bardzo małego i bardzo ostrego  odparł Chłopiec.  Osiem czegosiów,
prawdę mówiąc.
 Zdumiewające!  mruknęła Mysz okrążając dwa następne ciała.
 Idz zebrać swój łup i ruszajmy  oświadczył Chłopiec.
 Ty się nawet nie zadyszałeś  zauważyła Mysz.
 A powinienem?
 Większość Ludzi spociłaby się zabijając ośmiu niewinnych górników  odpar-
ła zjadliwie.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
 Niewinnych?
 Cokolwiek zrobili, nie zasłużyli na taką śmierć.
 Kto wie?  odparł wzruszając ramionami Wieczny Chłopiec.
 Chcesz powiedzieć, że nawet nie wiesz, dlaczego ich zabiłeś?  zapytała.
 Oczywiście wiem  odparł Chłopiec.  Zabiłem ich, ponieważ zapłacono mi,
bym to zrobił.
 I nie wiesz, co zawinili?
Znów wzruszył ramionami.
 To nie moja sprawa.
 I nic cię to nie obchodzi?
 Prawdę mówiąc, nie  odrzekł.  Większość ludzi z takiego czy innego powodu
zasługuje na to, by ich zabić.
 Czy zawsze tak uważałeś?
Nagle Chłopiec wyszczerzył zęby.
 Pokwitanie zapewne uczyniło mnie cynikiem.  Kiwnął głową w kierunku sa-
moniosących kapsuł ochronnych.  Ja załatwiłem swój interes, czas, abyś zajęła się
twoim.  Skierował się ku pojazdowi.
67
 Przyprowadzę wóz  oświadczył  podczas gdy ty będziesz zbierać trofea wo-
jenne.
 Nie masz chyba zamiaru zostawić mnie tutaj, co?  spytała podejrzliwie.
 Nie zostawię cię tutaj z tymi wszystkimi pieniędzmi  zachichotał.
Zaczęła przeszukiwać kapsuły, zbierając nie oszlifowane diamenty i pliki bankno-
tów; po kilku minutach wyszła z ostatniej.
Już czekał na nią z samochodem. W piętnaście minut pózniej Mysz potrząsnęła
Penelopą, by ją zbudzić.
 Wstawaj  wyszeptała.  Czas odjechać.
 Dokąd?  spytała zaspana Penelopa.
 Nie wiem  przyznała Mysz.  Ale na pewno daleko stąd.
 Czy kupiłaś statek?
 Nawet lepiej  oświadczyła Mysz.  Kupiłam człowieka, który jest właścicielem
statku.
 A czym mu zapłacisz?  zapytała Penelopa przecierając oczy.
 Diamentami  odparła Mysz, pokazując torebeczkę pełną matowych, nie oszli-
fowanych kamieni.
Penelopa zajrzała do torebki.
 Jest tam także broń.
 Znalazłam ją w tym samym miejscu, co diamenty  odpowiedziała Mysz.
 Po co?
 Tylko na wypadek, gdybyś zdecydowała, że Wieczny Chłopiec chce nam zrobić
krzywdę.
 Jak długo zostanie z nami?
 Póki nie wylądujemy na bezpiecznej planecie  odparła Mysz.  Albo póki nie
zabraknie nam pieniędzy. Zależnie od tego, co stanie się najpierw.
 Czy istnieją jakiekolwiek bezpieczne dla nas planety?
 Jest jedna taka  powiedziała niechętnie Mysz.  Nie chciałam tam podróżo-
wać, ale sądzę, że nie mamy wielkiego wyboru. Wiadomość o tym, że tu jesteśmy, mu-
siała się już rozejść. Jutro wieczorem w Ofirze zaroi się od morderców. Najpózniej na-
stępnego ranka.
Penelopa zaczęła się ubierać.
 Jak się nazywa tamta planeta?  zapytała.
 Ostatnia Szansa.
 Byłaś kiedyś na niej?
 Nie, nie byłam.
 Więc skąd wiesz, że nie chcesz tam polecieć?  nie ustępowała Penelopa.  Może
być bardzo przyjemna, z jeziorami, strumieniami i różnymi zielonymi rzeczami.
68
 Bo nie lubię człowieka, który nią rządzi.
Penelopa przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią Myszy.
 Jeśli go nie lubisz, skąd masz pewność, że będziemy tam bezpieczne?
 Jest mi winien wielką przysługę.
 I zgodził się zapłacić ci za tę przysługę?
 Nie sądzę. Zapewne on w ogóle nie wie, że żyję  skrzywiła się Mysz.
 Jak dawno temu widziałaś go po raz ostatni?  zainteresowała się Penelopa idąc
z Jennifer do drzwi.
 Bardzo dawno temu.
 Może cię nawet nie pamiętać.
 Pamięta  odparła ponuro Mysz.
Część 2
KSIGA LODZIARZA
8
Nazywano ją Ostatnią Szansą i nie istniała bardziej odpowiednia nazwa.
Była (przynajmniej w owej chwili) ostatnią zaludnioną planetą na trasie do Jądra
Galaktyki, ostatnim zródłem paliwa jądrowego, ostatnim miejscem, gdzie można było
napełnić spiżarnie statku, ostatnim też miejscem, gdzie człowiek mógł zobaczyć drugą
istotę rozumną.
Ostatnia Szansa, poza swoim położeniem, nie wyróżniała się niczym szczególnym.
Była nieduża, a przyciąganie miała w granicach normy dla istot ludzkich. Była gorą-
ca, ale nie aż tak gorąca, by nie mogło istnieć tam życie. Była sucha, ale nie aż tak su-
cha, by nie dało się wyczarować wody spod czerwonej gliny pokrywającej większość jej
powierzchni. Rok trwał tam bardzo długo (4623 Standardowych Dni Galaktycznych),
ale dni i noce mieściły się w przedziale możliwym do przyjęcia: doba liczyła dwadzie-
ścia osiem Standardowych Godzin Galaktycznych. Pory roku były łagodne, lecz dają-
ce się odróżnić. Fauna planety, głównie ptaki i torbacze, była jedyna w swoim rodzaju,
lecz niezbyt obfita.
Dumę Ostatniej Szansy stanowiła jedyna osada, miasteczko handlowe, zwane rów- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl