[ Pobierz całość w formacie PDF ]
raczej dwojga
uczonych, którzy razem szukają i wzajemnie się inspiru ją. Zdaniem pianistki Karin Merle,
najlepszej przyjaciółki
Marthy w Wiedniu, Gulda był dla niej prawdziwym błogosławieństwem. Ze Scaramuzzą bardzo
sumiennie ćwiczyła
technikę. To była świetna szkoła, ale trochę sztywna. Gulda
otwierał przed nią nowe horyzonty i pomagał jej uwolnić
się z tych pęt. O wiele lepiej niż Scaramuzzą zaznajomiony z muzyką wiedeńską, zwrócił młodej
koleżance uwagę,
że u Haydna czy młodego Beethovena istnieje coś takiego
jak humor. Argentyńska pianistka była zachwycona: świat
stawał przed nią otworem.
Latem 1955 roku pojechała ze swym mentorem do Salzburga, gdzie ten miał po raz kolejny
poprowadzić zajęcia
w Mozarteum. Martha zagrała 1 Koncert Beethovena, uwypuklając wszystkie pasaże "komiczne"
tego dzieła; zna je
na pamięć od ósmego roku życia i jeszcze dziś znajduje
w nich nowe akcenty, blaski, nowe brzmienia. Z jej punktu
widzenia "dzieło nigdy się nie wyczerpuje, jedynie jego
wykonawcy, gdy grają je mechanicznie". Słuchając, jak
Gulda gra II Koncert fortepianowy Beethovena (opublikowany po pierwszym, lecz skomponowany
wcześniej), postanowiła wpisać również do swojego repertuaru ten utwór,
który stanie się pózniej jednym z jej ulubionych. Martha
stawia sobie wyjątkowo wysokie wymagania i, choć trudno to zrozumieć, zważywszy na jej
wspaniałe możliwości,
tylko sporadycznie pokusi się o wykonanie III Koncertu oraz
V "Cesarskiego".
Podczas Letniej Akademii w Salzburgu poznała Claudia Abbada, dwudziestodwuletniego wówczas
pianistę,
a pózniej jednego z największych dyrygentów swoich
czasów. Przygotował trudną partię solową z II Koncertu 55
B-dur Johannesa Brahmsa i szukał kogoś, kto mógłby wykonać partię orkiestry na drugim
fortepianie. Gulda wskazał
Marthę, która bez przygotowania zagrała zaadaptowaną
partyturę. Muzycy rozumieli się doskonale, w każdym tego słowa znaczeniu. Kiedy potem Włoch
chciał wziąć kilka
dodatkowych lekcji u Guldy, ten spytał Marthę, żartobliwie
i z wielką delikatnością, czy nie widzi przeszkód.
Co zbliżało do siebie tę trójkę? Miłość do Claude'a
Debussy'ego. Gulda odkrył francuskiego kompozytora
poprzez jego Preludium do "Popołudnia fauna". Grał Preludia, eksperymentując ze zmiennymi
natężeniami światła,
zgodnie z właściwym sobie poetyckim stylem wzajemnych
zależności. Claudio Abbado, słuchając nokturnów Debussy'ego, postanowił zostać dyrygentem,
choć minęło wiele
czasu, nim poprowadził Morze, dzieło, które darzy prawdziwą czcią. Martha zaś lubi Debussy'ego
może nawet
bardziej niż Ravela ("to on mnie lubi", powiedziała o tym
ostatnim). Gdy była mała, zapisała imiona Debussy'ego,
Claude Achille, nad łóżkiem. W jednym z udzielonych
w Argentynie wywiadów potwierdziła, że Debussy jest jej
ulubionym kompozytorem.
Dwanaście lat pózniej zażąda od Deutsche Grammophon, by to Claudio Abbado poprowadził
orkiestrę w Koncercie g-moll Ravela oraz III Koncercie fortepianowym C-dur
Prokofiewa, które nagrają z Filharmonikami Berlińskimi.
Abbado będzie też dyrygował orkiestrą na płytach z koncertami Mozarta w wykonaniu Guldy, lecz
// Koncert B-dur
Brahmsa uwieczni podczas występu z udziałem Maurizzia Polliniego. Można ubolewać, że nie
zdołał przekonać
Marthy, by wykonała ten utwór, od którego zaczęła się ich
znajomość. Młody człowiek był zdziwiony, słysząc, jak kobieta gra to monumentalne dzieło. "Na
samą myśl o tym
bolą mnie dłonie", powiadał Samson Francois. Martha,
mimo iż świat Brahmsa nigdy szczególnie jej nie pociągał
("sugeruje głębię... lecz czy naprawdę tak jest?"), od razu
rzuciła się na solową partię II Koncertu i nauczyła się jej
w kilka dni. Gulda nie gustował w muzyce Brahmsa, którą
uważał za pretensjonalną i zbyt przeładowaną, lecz wspierał Marthę w tej pracy. Niestety, nigdy nie
zagrała utworu
publicznie, a sądząc po sposobie wykonania dwóch Rapsodii op. 79, nagranych na jej pierwszej
płycie, doprawdy
szkoda.
Od początku roku szkolnego Martha Argerich zaczęła
intensywną współpracę z Friedrichem Guldą. Od razu powiedział jej: "Możesz zostać ze mną
najwyżej dwa lata. Nie
dłużej".
Odejdzie po półtora roku. Nie można wiecznie żyć
w raju.
Pracowali nad preludiami i fugami Bacha, VI Sonatą
F-dur Beethovena (również pełną efektów komicznych),
nad Sonatą a-moll D. 845 Schuberta, Wariacjami ABEGG
Schumanna, wspomnianym II Koncertem B-dur Brahmsa,
operą Gaspard de la Nuit Ravela, Suitą na fortepian i preludiami Debussy'ego (Przerwana serenada i
La Puerta del Vino),
sonatami Mozarta, a nawet nad dziełami Chopina, które
z założenia nie były specjalnością Guldy. Martha zaczęła
grać jedną z etiud wielkiego Polaka, ale po kilku taktach
zatrzymała się i wybuchnęła śmiechem:
- Nie idzie mi to!
Teraz z kolei Gulda siadł do fortepianu:
- Ha! Mnie też to nie idzie.
I znowu parsknęli śmiechem.
Pianista Stephen Kovacevich lubi powtarzać, że Chopin jest jedynym kompozytorem, w którego
obecności nie
chciałby grać, tak bardzo był wymagający. Martha idzie
krok dalej, zapewniając, że nawet nie chciałaby go poznać.
"Zbyt kapryśny, zbyt niespokojny, zatrułby mi życie".
Natomiast z chęcią poznałaby Schumanna: "Wyciska mi
łzy z oczu". Obsesją Guldy był Mozart, którego obecność
odczuwał wszędzie w Wiedniu. Gulda zmarł 27 stycznia,
w dniu narodzin kompozytora, niedaleko Salzburga, gdzie
Wolfgang Amadeusz przyszedł na świat.
Droczył się z Martha, mówiąc:
- To nie twoja wina, Argerich, że Schumann nie był
Argentyńczykiem!
Martha to jego jedyna prawdziwa uczennica. Była z tego
niezwykle dumna. Pianista zaproponował jej nowoczesną
jak na owe czasy metodę pracy, oryginalną i wzbogacającą. Nagrywał lekcje, których potem
słuchali, komentując
je w sposób "wolny i demokratyczny". Czasami Martha
nie czuła się na siłach, by przeprowadzać tego rodzaju
samoocenę, kiedy to wnikali w najskrytsze zakamarki jej
duszy. Narzucała wtedy płaszcz na ramiona, obiecując,
że przesłucha kasetę w domu. Ale Gulda był nieprzejednany. Nie protestowała, gdyż miał na nią
wielki wpływ.
Znał ją doskonale i dokładnie wiedział, do czego jest
zdolna: "Jeśli mam być szczera, dla niego mogłam zrobić wszystko".
Pod koniec każdej lekcji Gulda spisywał na skrawkach
papieru wskazówki i tytuły dzieł, które miała przygotować na następne spotkanie. Wychodząc z
zajęć, Martha
była niezwykle podekscytowana. "Dziś twierdzi, że była
w nim zakochana - mówi Karin Merle, przyjaciółka pianistki. - Ale w tamtych czasach o tym się nie
mówiło. Była
jeszcze dzieckiem".
Z krótkimi włosami i smutną miną małego księcia na
wygnaniu Martha nie miała w sobie owej zmysłowości,
która będzie z niej emanować pózniej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]