[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ci ludzie o niczym nie mają pojęcia, pomyślała. Tamten facet, postać z epoki Romanowów,
uważa ją i Sama za ofiary, które może łatwo okraść, uprowadzić dla okupu lub zabić, jeśli będzie
miał ochotę. Ale ponieważ firma Fargów odniosła sukces ponad dziesięć lat temu, już dawno stali
się oni potencjalnymi celami porywaczy. Wiedzieli, że pewnego dnia któreś z nich może zostać
uprowadzone, toteż starannie zaplanowali reakcję i uzgodnili kroki, jakie podejmie każde z nich,
gdyby ich rozdzielono. Uwięziona osoba miała się dowiedzieć jak najwięcej o miejscu
przetrzymywania i o porywaczach, i być gotowa do zasygnalizowania swojej drugiej połowie,
gdzie się znajduje, gdy nadejdzie czas, i ułatwienia ratunku. A osoba na zewnątrz - tym razem
Sam - miała po prostu stale szukać drugiej. Gdyby nie nastąpił przełom, poszukiwania miały
trwać do skutku, choćby dwadzieścia lat.
Remi wiedziała, że Sam nigdy nie zrezygnuje, nie pozwoli, żeby jakikolwiek trop pozostał
niesprawdzony i jakiś dzień minął bez postępu. Na jnyśl o nim łzy napłynęły jej do oczu. Była
pewna, że Sam pozornie zostawi rozwiązanie problemu władzom w Moskwie, ale po cichu,
niestrudzenie, będzie naciskał amerykańskie władze, żeby mu pomogły.
ROZDZIAA 22
Moskwa
Sam siedział cierpliwie w poczekalni ambasady Stanów Zjednoczonych. Nie spacerował, nie
bębnił palcami i nie okazywał irytacji. W oślepiającym blasku wieczornego słońca pokój
wyglądał jak poczekalnia u lekarza na amerykańskim Zrodkowym Zachodzie, z głębokimi
skórzanymi fotelami, kanapą i mnóstwem magazynów ilustrowanych na stoliku, mimo że
konsulat na ulicy Bolszoj Dewiatinski Perieulok był agresywnie nowoczesnym i racjonalnie
urządzonym siedmio-piętrowym pudełkiem.
Sam wiedział, że go obserwują i jednocześnie pobieżnie prześwietlają, żeby sprawdzić, kim
naprawdę jest. I że potrzebują czasu na zrobienie tego. Akurat wtedy, gdy zaczynał się
zastanawiać, co odkryli, drzwi na wprost niego się otworzyły. Mężczyzna w ciemnym garniturze
wszedł do poczekalni z wyrazem twarzy, który nie był uśmiechem, ale nie był nieprzyjazny.
- Witam, panie Fargo. Carl Hagar, Służba Bezpieczeństwa Dyplomatycznego. Przepraszam,
że kazaliśmy panu czekać.
- Dziękuję, że znalazł pan dla mnie czas - odrzekł Sam.
- Poinformowano mnie, co się stało - oznajmił Hagar. -Jest mi bardzo przykro i bardzo się
niepokoję. Nie mieliśmy czegoś takiego w Moskwie od zimnej wojny. Porwanie obywatela
amerykańskiego na lotnisku Szeremietiewo to rzecz bez precedensu. Zdarzały się tam ataki
terrorystyczne i aresztowania ludzi na cle, ale nigdy uprowadzenia.
- Nie sądzę, żeby to zrobiły rosyjskie władze. Bardziej prawdopodobne, że jakaś grupa
przestępcza, która się dowiedziała o poszukiwaniach skarbów z V wieku.
- My też tak uważamy - powiedział Hagar.
- Zajęliście się już zniknięciem mojej żony?
- Jak tylko o tym usłyszeliśmy. Zawsze badamy przypadki zaginięcia obywateli Stanów
Zjednoczonych w Moskwie. Ale kiedy zaczęliśmy zadawać pytania, kim pan jest, okazało się, że
pracował pan w Agencji Zaawansowanych Badawczych Projektów Obronnych. To czyni pańską
historię bardziej wiarygodną i sprawia, że jest pan potencjalnym cennym nabytkiem wojskowym.
Rube Haywood oflagował pańskie dossier i poprosił, żeby go zawiadomić, gdyby pan wpadł w
tarapaty. Na pewno może pan sobie wyobrazić, co to dla nas oznacza.
- Nie, nie mogę - zaprzeczył Sam. - Znam Rube a od dwudziestu lat, ale cokolwiek robi, nie
rozmawia o tym z cywilami.
- Powiedzmy po prostu, że ma pan przyjaciół na wysokich stanowiskach. Porozumieliśmy się
z naszymi kontaktami w rosyjskich organach ścigania, zaznaczyliśmy, że jesteśmy bardzo
zainteresowani, i uprzedziliśmy, że nie odpuścimy, jeśli to zignorują. Jestem przekonany, że
przekazali nam to, co dotąd ustalili. - Położył akta na stoliku, otworzył je i podsunął pięć
fotografii Samowi.
Sam zobaczył, że to niewyrazne czarno-białe zrzuty ekranowe z kamer nadzoru w porcie
lotniczym.
Hagar wskazał pierwsze zdjęcie.
- Tu jest pani Fargo, kiedy wchodzi do damskiej toalety na lotnisku. Następnie widać, jak
dwie sprzątaczki wpuszczają dwie inne kobiety za nią, a potem stawiają napis Toaleta
nieczynna i zamykają drzwi. A tu jest to, co się dzieje po otwarciu drzwi.
Fotografia pokazywała, jak sprzątaczki wypychają na zewnątrz wózek platformowy z
dwiema dużymi beczkami na nim.
- Widziałem tamte kobiety - powiedział Sam.
- Co pan widział?
- Wyszły z wózkiem, skręciły z nim za pierwszy róg i zniknęły za jakimiś nieoznakowanymi
drzwiami.
- Rosyjska policja nie wie, kim są te dwie kobiety. Powiększyli ich zdjęcia i nie pasują one
do fotografii identyfikacyjnej nikogo, kto tam pracuje. Przejrzeli na szybko nagranie wideo z
około ośmiu godzin i pani Fargo nie wyszła z tamtych drzwi. Sądzimy że wywiozły pańską żonę
w jednej z tamtych beczek.
- To straszne -- odrzekł Sam. - Jeszcze się nie martwiłem, kiedy je zobaczyłem. Nie
zauważyłem w nich nic niezwykłego, bo nie wiedziałem, co należy do normy, a co nie.
- Oczywiście. - Hagar wyjął następne zdjęcie. Pokazywało te same kobiety przed dużym
budynkiem terminalu, wtaczające jedną z beczek na hydrauliczną windę załadowczą z tyłu
furgonu, obsługiwaną przez jakiegoś mężczyznę w kombinezonie. Napis cyrylicą widniał na
boku samochodu.
- Co to znaczy?
- Bielizna łazienkowa - przetłumaczył Hagar. - Wsiadły do furgonu, zostawiły drugą
beczkę i wózek, i odjechały. Naprawdę istnieje firma z talami furgonami jak ten i dostarcza
bieliznę łazienkową na lotnisko. Policja twierdzi, że ten furgon do nich nie należy.
- Mam pewną sugestię - powiedział Sam. - Myślę, że sprawcy są powiązani z człowiekiem o
nazwisku Arpad Bako, właścicielem firmy farmaceutycznej w Segedynie na
Węgrzech. Bako usiłuje znalezć te same skarby co my. I już pokazał, że zrobi wszystko, żeby
mu się to udało. Ludzie, którzy prowadzili dla niego poszukiwania i strzelali do nas we Francji,
pracowali dla człowieka nazwiskiem Le Clerc. Tego samego, który kupuje nielegalne środki
przeciwbólowe od Bako. Ktoś tutaj musi importować te same leki do Rosji albo zaopatrywać
Bako w surowce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]