[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zostaną sami, z dala od pałacu. Być mo\e traktował ją jak kolejne wyzwanie. Korciło go, aby
odkryć, jaka jest naprawdę. Zresztą było mu wszystko jedno, skąd brało się to
zainteresowanie.
- A ty? Chciałabyś ze mną jechać?
- Chciałabym.
Natychmiast wytłumaczyła sobie, \e ta chęć wynika z powodów czysto zawodowych.
Jadąc z nim, będzie mogła lepiej go poznać, a przy okazji zorientuje się, jak skutecznie działa
jego ochrona. Jednak prawda była tak samo prosta jak jej odpowiedz. Miała ogromną ochotę z
nim pojechać.
- W takim razie jesteśmy umówieni. Uprzedzam, \e będziesz zmuszona przetrwać
razem ze mną długą i nudną ceremonię otwarcia czegoś tam.
- Nie lubi pan nudzić się sam?
Roześmiał się i znowu ujął jej rękę. Podniósł ją do ust i właśnie miał pocałować, kiedy
z dołu dobiegł szmer głosów. Niezadowolony, chciał sprawdzić, kto im przeszkadza.
- Gniew musi a\ kipieć! - perorowała Chantel, idąc tak szybko, \e re\yser ledwie za
nią nadą\ał. - Julia nie jest bierna. Bez względu na konsekwencje mówi, co czuje. Do diabła,
Maurice, umiem to pokazać. Potrafię grać!
- Ja wiem, cherie. I wcale nie kwestionuję twojego talentu. Po prostu chodzi o to...
- Mademoiselle - odezwał się Bennett półgłosem. Hannah miała okazję zobaczyć z
bliska, jak ksią\ę Cordiny uśmiecha się do prawdziwej gwiazdy. Tak ją ta scena poruszyła, \e
bez namysłu cofnęła rękę i mocno splotła palce obu dłoni.
Chantel spojrzała w stronę schodów. Powolnym ruchem odgarnęła z twarzy pasmo
jasnych włosów. Nawet Hannah musiała uczciwie przyznać, \e niewiele kobiet łączy w sobie
taką wielką urodę, wdzięki zmysłowość.
- Wasza Wysokość - odezwała się swoim niepowtarzalnym, głębokim głosem i
schyliła w oficjalnym ukłonie.
Potem ruszyła w górę, a Bennett wyszedł jej na spotkanie. Kiedy zeszli się w połowie
drogi, wyciągnęła rękę i czule dotknęła jego policzka. Potem przyciągnęła go do siebie i
pocałowała na powitanie. Hannah mocno zacisnęła zęby.
- Długo się nie widzieliśmy, Wasza Wysokość.
- Zbyt długo. - Bennett zamknął jej dłoń. - Czy mi się zdaje, czy jeszcze bardziej
wypiękniałaś? Jesteś niesamowita.
- To wszystko geny - rzekła niedbale, a patrząc mu w oczy, dodała z uśmiechem: - Na
Boga, Bennett, jesteś najprzystojniejszym mę\czyzną, jakiego znam. Gdybym nie była tak
cyniczna, zaraz bym ci się oświadczyła.
- A ja, gdybym się ciebie nie bał, bez wahania przyjąłbym oświadczyny. - Objęli się ze
swobodą typową dla starych przyjaciół. - Dobrze cię znowu zobaczyć, Chantel. Eve wprost
nie posiadała się z radości, \e zgodziłaś się zagrać w jej sztuce.
- Zgodziłam się, bo sztuka jest dobra - powiedziała rzeczowo. - Gdyby była marna, na
pewno byś mnie tu nie widział. I nie pomogłoby nawet to, \e cię uwielbiam. Twoja bratowa
ma talent - pochwaliła, a skinąwszy dyskretnie w stronę Hannah, zapytała: - Nowa
przyjaciółka?
Bennett odwrócił się i wyciągnął rękę.
- Hannah, chciałbym ci przedstawić niezrównaną Chantel.
Schodząc na dół, Hannah pocieszała się w duchu, \e jej kanciaste ruchy pasują do
osoby, za którą chciała uchodzić. Mało atrakcyjne kobiety zwykle czuły się nieswojo i były
bardzo spięte, gdy przyszło im stanąć twarzą w twarz z prawdziwą pięknością.
Gdy wreszcie dotarła do połowy schodów, Bennett dokonał oficjalnej prezentacji.
- Witam i cieszę się, \e mogłam panią osobiście poznać - wyrecytowała jednym
tchem, Chantel zaś zadała sobie pytanie, dlaczego kobieta o tak ciekawej urodzie i
nieskazitelnej cerze stara się wyglądać na du\o brzydszą ni\ w rzeczywistości.
- Lady Hannah przyjechała do nas, by dotrzymać towarzystwa Eve - wyjaśnił
tymczasem Bennett.
- To wspaniale - odparła Chantel. - śyczę pani miłego pobytu. Na pewno się tu pani
spodoba.
- Dziękuję, ju\ teraz jestem zachwycona. Obserwowałam próbę i podziwiałam pani
grę.
- Teraz to ja dziękuję, ale muszę powiedzieć, \e przed nami jeszcze daleka droga.
Chantel nerwowo stukała długimi paznokciami o poręcz schodów. Nie potrafiła
zrozumieć, skąd wzięła się nieufność do tej nieznajomej kobiety. Nie mogąc znalezć \adnego
sensownego wytłumaczenia, zło\yła wszystko na karb przepracowania.
- Muszę uciekać - zwróciła się do Bennetta. - Postaraj się znalezć dla mnie trochę
czasu, kochany.
- Oczywiście. Będziesz w sobotę na kolacji razem z resztą zespołu?
- Jasne! W takim razie do zobaczenia.
Na po\egnanie klepnęła go poufale w policzek, po czym z gracją zeszła na dół, gdzie
cierpliwie czekał na nią re\yser.
- Co za kobieta - westchnął Bennett, odprowadzając ją wzrokiem.
- Rzeczywiście, jest niezwykle piękna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]